MARIUSZ FILIPOWICZ

DYSKOMFORT
fotografia,video

otwarcie > 14.04.2011 czwartek godz.19
wystawa czynna od 15.04 do 26.04
pon.-pt. w godz 12-17 ( z wyjątkiem świąt )

galeria 2.0
strych Pałacu Raczyńskich
( budynek Rektoratu warszawskiej ASP )
ul. Krakowskie Przedmieście 5

video zrealizował: Roman Przylipiak
























































fot. Mariusz Filipowicz
Mariusz Filipowicz w lutym 2010 rozpoczął pracę nad cyklem fotografii portretowych. Zaczął portretować krąg przyjaciół i znajomych. Do wiosny 2011 powstało ok. 35 portretów. Wybór spośród tego zbioru zostanie zaprezentowany na wystawie Dyskomfort w galerii 2.0. Zapotrzebowanie na portret istnieje od zarania fotografii. Od czasów Daguerre’a i Niepice’a ludzie pozują przed obiektywem w celu utrwalenia swojego wizerunku. Portret fotograficzny w klasycznym ujęciu ma kilka podstawowych założeń. Jest skomponowanym obrazem osoby ukazanej w popiersiu, pół-planie lub pełnej figurze pozostającej w nieruchomej pozycji na neutralnym tle. Uwaga fotografa koncentruje się na twarzy portretowanego. Fotograf pracuje nad ukazaniem nastroju, podobieństwa i osobowości. Po drugiej stronie obiektywu osoba pozująca przedstawia siebie poprzez wyraz twarzy i emocję, często odegrane. Wydaje nam się zdumiewające, że w fotografii możemy pracować nad podobieństwem. A przecież bardzo często stwierdzamy, ze na zdjęciach jesteśmy do siebie niepodobni. Aparat rejestruje moment w świetle a każdy kto uważnie obserwuje wie, że oświetlenie jest w stanie twarz zdeformować. A zatem portret to splecenie wizji fotografa wyrażonej w kompozycji, oświetleniu i technice fotografowania z autoprezentacją modela.



















Portrety Filipowicza od strony formalnej spełniają cechy klasyki gatunku. Ale stajemy wobec nich zdumieni, zaniepokojeni a od niektórych chcemy odwrócić wzrok odczuwając tytułowy dyskomfort. Zabieg, którego dokonuje Filipowicz ma cechy okrutnej a czasem groteskowej wiwisekcji twarzy modeli. To nie są portrety upiększone, heroiczne ani widealizowane. Nie jest to podobieństwo powszechnie akceptowane. Bardzo daleko tym fotografiom do wymuskanych i narcystycznych autoportretów wrocławskiego fotografa Macieja Osiki, daleko im do portretów duetu Krajewska/Wieczorek. Obiektyw Filipowicza spogląda chłodniej i bezwzględniej rysuje wszystkie najdrobniejsze szczegóły. To kwestia zastosowanej techniki. Fotograf używa wielkoformatowego, analogowego, japońskiego aparatu TOYO naświetlającego negatyw o formacie 8x10 cali ( 20 x 24 cm ) co daje olbrzymią gęstość zapisu. Nie ukryje się tu żadna zmarszczka. Na zdjęciach widzimy wilgoć spojówek, pojedyncze rzęsy, żyłki i mikro wylewy na gałce ocznej, pory skóry i jej przebarwienia, blizny; całą geografię twarzy. Efekt potęguje zastosowany materiał światłoczuły, który typowo służy do wykonywania zdjęć technicznych i dokumentacyjnych. Materiał ten jest bardzo kontrastowy i szczegółowy w detalu. „Staram się podkręcić naturalizm, pójść dalej niż hiperrealizm” mówi Filipowicz. Twarze fotografowane przez artystę uderzają nas, są niepokojąco intensywne w wyrazie. Głowy na portretach zostały półtora razy powiększone wobec naturalnej skali i zawierają taka ilość szczegółów jaką widzimy będąc z kimś w intymnym dystansie. Ten zabieg stawia widza w bardzo dwuznacznej pozycji wobec portretowanych osób. Tak jakby zbliżył twarz do obcej osoby na odległość 10-15 centymetrów. Eksperyment Filipowicza, polegający na fotografowaniu „bez znieczulenia” prawdopodobnie możliwy był do przeprowadzenia wyłącznie w grupie osób o dużej tolerancji dla odrębności artystycznego spojrzenia fotografa. Portretowanie jest zawsze specyficzna grą oczekiwań i zaufania, wyobrażeń o własnej prezencji i widzenia artysty. W efekcie tej gry doszło do sporu pomiędzy Mariuszem Filipowiczem a jednym z jego modeli, sporu istotnego bo ujawniającego pole sił które występuje w tym tajemniczym dualnym układzie, pomiędzy portretowanym a portretującym. Negację wizerunku i chęć wymazania podobizny ujawnia korespondencja cytowana w zaproszeniu na wystawę. Z tej korespondencji zaczerpnięty jest także tytuł pokazu. Co ciekawe regulamin Firmy Portretowej S.I. Witkiewicza w paragrafie 6 brzmiał „Nie przyjęty portret przechodzi na własność firmy. Model nie ma prawa żądać zniszczenia portretu” i z góry eliminował możliwy spór na tle awersji do powstałej podobizny. Portrety Filipowicza są wykonane w ujęciu na wprost. Najmniej plastycznym a najbardziej badawczym. „ Inspirowały mnie fotografie w paszportach i zdjęcia z kronik kryminalnych” mówi autor. Wiec nie podobieństwo osobowości i charakter portretowanego a po prostu rysopis. Sprawozdanie ze znaków szczególnych. Blisko tym fotografiom do rysunku, który pełni przede wszystkim funkcję informacyjną. Ale nie są to fotografie suche. Ich nastrój kreuje światłocień nad którym autor pracował przy obróbce pozytywów. Mariusz Filipowicz podkreśla wagę techniki fotografowania. Jest zwolennikiem fotografii analogowej ze względu na unikalność momentu, jednorazowość chwili i koncentrację, która towarzyszy uwolnieniu spustu migawki. „Materiał światłoczuły na którym pracuję jest drogi. Jestem pod ścianą, zdjęcie musi się udać, musi być dobre” mówi Filipowicz.

Mariusz Filipowicz
Studia: ASP Warszawa, dyplom w 2001 z plakatu w pracowni prof. Rosława Szaybo. wystawy: 2002 r. - wystawa plakatu autorskiego w galerii ZPAP, Gdańsk 2002 r. - wystawa zbiorowa "Ile tradycji, ile nowości" ZPAP, Warszawa 2004 r. - wystawa zbiorowa "Pokolenie" towarzysząca XIX Biennale Plakatu W Warszawie 2010 r- wystawa zbiorowa "Rosław Szaybo i jego udacznicy" ponadto udział w wystawach: Biennale Plaktu Polskiego w Katowicach, Salon Plakatu Polskiego w Warszawie, wystawa "Children are the Rythm of the World", Deutsches Plakat Museum w Essen i in. www.360stopni.com.pl